15 września 2015

Jestem Królem Farrain i żaden smok nie będzie mnie trzymał z dala od moich ludzi!

Jego Wysokość
Król Ruven Blackymore
Lew Północy
Władca Farrain ✢ Dowódca ✢ Mag ognia

Karty historii | Powiązania | Opowiadania
 

_______________
Witam Was serdecznie i zapraszam na wątek z królem :)
Wizerunek: Varian Wrynn (World of Warcraft)
W tytule przerobiony cytat Variana.
"Lew Północy" podlinkowane.

23 komentarze:

  1. Nie wiedzieć czemu, ojciec nagle uznał, że jego córka marnuje się w domu, w towarzystwie sześciu braci, ćwicząc uparcie szermierkę i jazdę konno. Matka od zawsze uważała, że nie powinna zajmować się tak prymitywnymi dla młodej damy zajęciami, paranie się wojaczką powinno zostać tylko i wyłącznie dla mężczyzn. A kobiety powinny służyć tylko jako ozdoba i maszynka do rodzenia dzieci. Która normalna kobieta godzi się na takie traktowanie i warunki?
    W tej chwili jednak jej zdanie nie miało żadnego znaczenia. Płynęła wraz z wianuszkiem służby i dwiema dworkami do królestwa Farrain. W jej stronach mówi się, że to kraina mlekiem i miodem płynąca. Że to najlepsze miejsce do życia, a władca będzie najlepszym mężem i opiekunem spośród kandydatów. Także i Ava miała być uważana jako perła w koronie królestwa, podobnież uchodziła za najpiękniejszą księżniczkę (pierwsze słyszała, ale kto by zaprzeczał takiemu komplementowi?)
    Dzięki małżeństwu ojciec miał zostać silnego sojusznika, który w razie potrzeby przypłynie wyratować jego tyłek z kłopotów. Wątpiła, aby komukolwiek miało zależeć na zajęciu tego kawałka ziemi, na którym się urodziła, ale być może chciał też, aby jego królestwo się rozrosło. Trudno stwierdzić, bo cały czas powtarzał, że chodzi mu tylko i wyłącznie o jej dobro.
    Gdyby mu chodziło, nie rozdzielałby jej od braci, z którymi się uczyła od maleńkości. Lecz i oni mieli być powydawani za jakieś wielkie panny. Więc ich spotkania i tak by się zakończyły…
    Jednym uchem tylko słyszała jak dziewczęta, z którymi siedziała pod pokładem wymieniały się kolejnymi plotkami na temat świeżo upieczonego króla Farrain. Samego swojego przyszłego narzeczonego miała poznać dopiero tuż przed obiadem. A w porcie czekać na nią miała służba, która zaprowadzi ją do jej komnat przygotowanych na czas jej pobytu i pozwoli się jej odświeżyć po wyczerpującej podróży.
    Faktycznie, morze to zdecydowanie nie było to, co kochała.
    Zdążyła domyślić się, że oprowadzą ją jeszcze po najładniejszych zakątkach kraju, próbując zareklamować swojego władcę i przepiękną krainę, którą mu przyszło władać. Krajobrazy faktycznie zrobiły na niej niemałe wrażenie, szczególnie te na drodze do zamku.
    Po długiej i odświeżającej kąpieli, wciśnięciu się w błękitną suknię mającą podkreślić jej kształty (trochę nagięte przez gorset, tak swoją drogą) i długim siedzeniu przed lustrem, zaprowadzono ją nareszcie do ogrodu, gdzie spotkać po raz pierwszy miała swojego, czy raczej swoich rodziców, wybranka. Nie pozostało jej nic innego, jak tylko zaczekać, bo król zapewne miał wiele ważnych spraw związanych z państwem po śmierci ojca.
    Podeszła do fontanny i przysiadła przy niej. Nie miała takich rzeczy u siebie. Ktoś, kto projektował ogród, musiał mieć naprawdę świetny gust i nie przebierał w środkach. Tutaj było o wiele lepiej. Powinna zakochać się w państwie od razu. A jednak nie potrafiła się pogodzić z tak nagłym i brutalnym rozstaniem. Teraz musi się zachowywać jak dama – nie jak porywcza księżniczka Ava.
    Westchnęła tylko cicho i zanurzyła dłoń w zimnej wodzie. Na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. To było bardzo przyjemne uczucie.

    jeszcze księżniczka Ava

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie lubiła czekać. Ojciec zawsze się śmiał, że jest tak samo narwana jak i on. Mawiał, że Liutiss bardziej nadawał się na księżniczkę niż ona. On, jako jeden z niewielu, zachowywał się jak szlachetnie urodzony książę. Na pamięć znał całą dworską etykietę, a w pojedynkach walczył tylko wtedy, kiedy musiał. Nie przepadał za szermierką, o wiele bardziej wolał bale i zabawy. Po cichu już współczuła kobiecie, której przyjdzie z nim żyć. Zamiast męża dostanie kolejną dworską towarzyszkę, tylko z czym innym pomiędzy nogami.
    Uśmiechnęła się na samą myśl, ale tylko na chwilkę, bowiem usłyszała czyjeś ciężkie kroki, należące najwyraźniej do mężczyzny. Po tylu latach zdążyła nauczyć się rozróżniać, kto nadchodzi, po sposobie chodu. Kobiety stąpały zazwyczaj lżej. Chyba że były to wiejskie gospodynie, im zazwyczaj tusza nie pozwoliła na takie „luksusy”.
    Zerwała się z miejsca i odwróciła się w stronę nadchodzącego mężczyzny. Chciała się uśmiechnąć, lecz, nie wiedząc czemu, nie potrafiła, toteż jedynie dygnęła lekko i usiadła, gdy jej pozwolono.
    Z plotek swoich dworek wywnioskować można, że jest silnym i postawnym mężczyzną z olśniewającym uśmiechem i nienagannymi manierami. Wypisz, wymaluj ideał. Według dworu. Miłościwy i rozsądny władca, za którym lata zawsze wianuszek panien na wydanie.
    Tymczasem przed nią stał ktoś zupełnie inny.
    To znaczy, naturalnie, Ruven był postawny i wyglądał na silnego. Jednak nie do końca zasłonięte blizny na jego ciele zdradzały jej, że przeżył o wiele więcej niż ludzie sądzą. Może nie powinna była tak od razu, ale ciekawiło ją jak wiele blizn kryje się jeszcze pod szatą i jaką niosą za sobą historię.
    Zauważyła też, że nie ubrał oficjalnych szat. Teoretycznie powinna być urażona, bo według kazań matki oznacza to zupełne zlekceważenie swojego gościa, ale z drugiej strony ona także nie była zachwycona, gdy musiała się wciskać w te wszystkie okropne gorsety i zbyt ciasne suknie.
    Przeniosła wzrok wyżej, na twarz króla, na którą spadło kilka kosmyków długich, brązowych włosów związanych z tyłu. W jego postawie było coś takiego, co zdradzało jej, że nie jest osobą, z którą chciałoby się zadzierać. Nie wyglądał na osobę, która choćby zauważyła ten „wianuszek panien na wydanie”, nawet gdyby faktycznie za nim takowy biegał.
    Spodobał jej się.
    - Przyszło ci rządzić naprawdę wspaniałym królestwem, panie – skinęła głową z uznaniem. – Nie miałam przyjemności zamienić paru zdań z Twoimi poddanymi, aczkolwiek zauważyłam, że są oni pracowici. Musisz być naprawdę wspaniałym władcą, a rzadko można takich spotkać. Jestem pełna podziwu dla Ciebie i Twojego królestwa. Ziemie, z których pochodzę, nie są nawet w połowie tak wspaniałe jak Twoje.
    To brzmiało szczerze. W jej głosie dało wyczuć się nutkę goryczy, że na co dzień nie może mieć w domu takich podwładnych jak ma Ruven.
    - Dziękuję, że znalazłeś czas, aby ze mną porozmawiać, Wasza wysokość – odezwała się na koniec, posyłając mu lekki uśmiech. Chociaż zapewne sam nie chciał żenić się z osobą, której kompletnie nie zna.

    Ava

    OdpowiedzUsuń
  3. Ava odetchnęła głęboko i zamknęła na chwilę oczy. Zaraz jednak się wyprostowała i uśmiechnęła po raz kolejny.
    - Cóż, Ruvenie, kiedy przez tygodnie przed twoim wielkim wyjazdem do przyszłego małżonka, o którym słyszało się tylko z plotek swoich dworek, wysłuchujesz o tym, że prawdziwej damie nie należy od razu się spoufalać, a już tym bardziej pokazywać się od tej „gorszej” czy „męskiej” strony, jak to moja wspaniała matka nazywała, sam zaczynasz dla świętego spokoju zachowywać się jak nie ty. Uwierz, że zamiast wbijać się w ten okropny gorset wolałabym siedzieć w wygodnym stroju. I zdaje się, że również podzielasz moje zdanie – odparła, rzucając okiem na ubrania, w jakich się zjawił. – Poza tym, sam dalej odzywasz się do mnie bardzo oficjalnie. – jej kącik ust drgnął lekko w zadziornym uśmiechu. Zaraz zerknęła w górę, przez moment w ciszy obserwując powoli sunące przez niebo chmury. Wspomnienie o braciach i przymusowym małżeństwie, nawet z tak… interesującym władcą jakim był Ruvan wywoływało u niej nadal niezbyt przyjemne emocje i myśli. Nie chciała pchać się jeszcze przed ołtarz. Nie chciała być wzorem cnót, gracji i piękna, liczyć się z każdym słowem i każdym gestem i skończyć w końcu jak matka, rodząc kolejne dziecko raz po raz, żeby ofiarować tylko królestwu męskiego potomka. To kompletnie nie jej świat. A zdaje się, że będzie musiała go zaakceptować. Westchnęła cicho. – Tak, mam sześciu braci. Ich zapewne ojciec też ożeni za jakieś księżniczki z wielkich i szanowanych państw. Za kilka lat z całą pewnością ich już nie będzie. Nie wyobrażam ich sobie na tronach – pokręciła głową. – No, może oprócz Liutissa. On z naszej siódemki zawsze był wzorem cnót i ulubieńcem matki. – Odwróciła w końcu głowę w jego stronę. – A ty? Miałeś może jakieś rodzeństwo?
    W sumie większość wieśniaczek marzy o tym, żeby być księżniczkami. A same nie mają pojęcia, jakie mają szczęście, że mogą wyjść za mąż za kogo im się podoba. One myślą tylko o tym, że kąpać się będą w złocie, a służba będzie na skinienie ich palca. Może i tak. Ale są jeszcze królewskie obowiązki.
    Zerknęła ukradkiem w stronę zamkniętych drzwi. Wyobraziła sobie kolejkę podsłuchującej służby, która liczy tylko na to, aby obwieścić światu o królewskich zaręczynach. Bo zaraz będzie ślub, zaraz wesele trwające z tydzień, zaraz będą tylko powody do radości. Akurat.
    - Chętnie zobaczyłabym resztę twojego kraju – odparła, znów odwracając głowę w jego stronę. – Więc z chęcią przejadę się z tobą po królestwie.

    Ava

    OdpowiedzUsuń
  4. [Cześć, cześć! Bardzo dziękuję za takie miłe powitanie. ;)
    Tak, tak, tak - wszystko na tak, wszystkie smaczki zostały odnalezione. Przyznam, że trochę musiałam pomęczyć się z kartą, więc cieszę się, że ktoś poświęcił jej swój czas, a na dodatek wyraził o niej pozytywną opinię. Dziękuję!
    Co do wątku - tez jestem na tak. Przyznam, że tak trochę liczyłam na przyjęcie jej do armii, bo biedulka nie ma co ze sobą zrobić. Możemy iść się bić, jak najbardziej. Tylko ja bym może zaczęła od takiego wstępu, gdzie to właśnie Ruven ją zauważa wśród innych i w ogóle, bo jednak chciałabym skorzystać na tej znajomości. Wiadomo, król ma swoje wpływy i może coś by mógł poradzić na beznadziejną sytuację rodu? :< Ach, no i gdzie się idziemy bić? W sensie, do jakiegoś miasta, obozu czy gdzie nas nogi poniosą?]

    Calanthe Vilgefortz

    OdpowiedzUsuń
  5. [Jak dla mnie świetna sprawa, jestem za! I rzeczywiście brat mógłby o to prosić, to do niego jak najbardziej podobne. Postaram się zacząć dzisiaj lub jutro, zobaczymy. c:]

    Calanthe Vilgefortz

    OdpowiedzUsuń
  6. [Witam serdecznie i dziękuję za ciepłe słówko na początek. Choć jej zamiłowaniami bliżej Aquili do domu rodzinnego w Ferrain to bardzo chciałam stworzyć rozdartą postać, więc mam nadzieję, że to wszystko pomalutku się rozwinie i zobaczymy jak jej los się potoczy. Pozwolisz, że zacznę, bo bardzo urzekł mnie pomysł na wątek :)]

    Za każdym razem jakaś cząstka jej urażonego serca cieszyła się, gdy wiatr kierował jej lotem do Królestwa Lwa. Wielokrotnie rozważała wtedy, co stałoby się, gdyby wróciła do domu z roztrzaskaną dumą i podkulonym ogonem. Nie mogła sobie na to pozwolić, dlatego opuściła ojczystą ziemię, wyruszając w nieznane, które przyjęło ją z otwartymi ramionami.
    Jej obecna królowa, która zapewne mimo obaw obdarzyła ją zaufaniem i dała jej swoistego rodzaju drugą szansę, zleciła oczywiście zwiad Farrainu, zlokalizowanie króla i przekazanie wiadomości na temat jego dalszych planów. To ostatnie zadanie wydało się Aquili raczej niemożliwe. Oznaczałoby bowiem konieczność spędzenia w stolicy większości czasu w ludzkiej postaci, wkupienie się w łaski odpowiednich osób i stałe zdobywanie informacji. Dlatego póki co, skupiła się jedynie na zadaniach, które według niej odpowiadały jej umiejętnościom i nie groziły natychmiastową śmiercią w razie drobnej pomyłki.
    Do tej pory nie wiedziała, dlaczego tak po prostu kazano jej odejść i nigdy nie wracać. Chciała służyć naturze, tak mocno czuła się związana z nią pewną częścią swojego serca - tą niemal dziką, nieustępliwą. Odeszła jednak z wysoko uniesioną głową, wiedząc, że Farrain pewnego dnia po prostu odczuje brak takiej osoby jak ona. Może i było to oszukiwanie samej siebie, ale sprawiło, że poczuła się doceniona gdzieś indziej.
    Przelatywała nad lasami, które niegdyś ukochała, bardziej z tęsknoty, niż podejrzewając, że tu właśnie odnajdzie króla. A jednak intuicja poprowadziła ją w dobre miejsce. I o ile niemalże teleskopowe orle oczy pozwoliły dostrzec jego postać podążającą do świątyni (Bogom dzięki, że nie do tej, do której miała nigdy więcej nie wracać, bo złamałaby dane słowo), to uszy jednak nie byłyby w stanie usłyszeć królewskich modłów.
    A co, jeśli modli się o powodzenie w kolejnej bitwie?
    Nie zamierzała lotem koszącym wpaść w żadne pobliskie drzewo, więc spokojnie obniżała swój lot tak, by przycupnąć na jednym z pobliskich drzew. Obecność orła w tym miejscu nie wydałaby się w żadnym stopniu dziwna, biorąc pod uwagę fakt, że jest to świątynia Boga równowagi w naturze. Mogła dla pewności złapać w dziób jakąś mysz, ale niezbyt przepadała za sierścią, nawet w zwierzęcej postaci.
    Po co zapuściłeś się aż tutaj, panie?

    OdpowiedzUsuń
  7. [Zirael był niezwykle ciekawą postacią, a już zwłaszcza zapadła mi w pamięć stworzona przez Ciebie gra paragrafowa — udało mi się przeżyć dopiero za trzecim podejściem, jeśli dobrze pamiętam. :D
    Oj, jakoś zapomniałam zapisać sobie starą kartę Narine i musiałam zrobić to od nowa; chcąc nie chcąc, jakieś zmiany się pojawiły. I dziękuję, to strasznie miło słyszeć, że należy ona do Twoich ulubienic.
    E tam, szukanie i badanie artefaktów to nieodłączny element życia magów. Pomysł jak najbardziej mi się podoba, a sama Narine pewnie będzie zachwycona, że utknęła w więzieniu nadprzyrodzonego błazna wraz z samym królem. :) Zacznę albo jeszcze dziś wieczorem, albo jutro, żeby Cię nie wykorzystywać, skoro już wymyśliłaś tak ciekawy pomysł.]

    NARINE

    OdpowiedzUsuń
  8. [Mam nadzieję, że jest dobrze! ;)]

    Calanthe już dawno przyzwyczaiła się do swojego koczowniczego trybu życia. Sposób ten stał się dla niej jednym, który pozwalał na przetrwanie, chociaż z pewnością nie należał do takich, które pochwalała. Nie lubiła uciekać, ale w swojej sytuacji nie widziała żadnego innego wyjścia. Nie chciała stawać twarzą w twarz ze swoim bratem, ponieważ oznaczałoby to pojedynek między nimi, a do tego nie chciała dopuścić. Raegan stał się człowiekiem okrutnym, ale wciąż należał do jej rodziny i był jej bratem, nieważne jak bardzo i ile razy ją skrzywdził. Nie chciała pozbawiać go życia, a wiedziała, że byłoby to konieczne, gdyby w razie spotkania z nim pragnęła zachować swoje. Oczywiście nie mogła być pewna swojej wygranej, ale odrobina magii wraz z Searbhreathach dawało jej lekką przewagę.
    W ciągu ostatnich dni udało się kobiecie odnaleźć chwilową alternatywę dla sposobu swojego życia. Wątpiła, aby Raegan szukał jej wśród żołnierzy króla, dlatego zaciągnęła się w ich szeregi. Miała nadzieję, że przy odrobinie szczęścia zostanie wysłana na bitwę, podczas której będzie mogła odpocząć od trudów dnia codziennego, a także przekuć wszystkie swoje żale na bardziej efektywną walkę. Musiała pamiętać o tym, że wciąż była obywatelką swojej ojczyzny i jako wojowniczka powinna za nią walczyć. Taka wizja jej odpowiadała, ponieważ władanie mieczem było rzeczą, którą Calanthe trenowała od urodzenia i nie widziała siebie w żadnym innym fachu.
    Dzisiejszego dnia zostały zorganizowane zawody we władaniu mieczem. Vilgefortz nie zamierzała odmówić sobie tej przyjemności, ponieważ takie konkursy sprawiały, że człowiek mógł pomyśleć o czymś innym niż tylko o szalonym bracie, który życzy ci śmierci lub wojnie, która toczy się na świecie. Poza tym była to dla niej okazja do udowodnienia, że nie jest bezwartościowa, a z takimi głosami się spotkała, odkąd dołączyła do grona żołnierzy. Co prawda wszyscy wiedzieli, kim była, ale zdarzali się tacy, którzy kompletnie ją lekceważyli, dlatego zamierzała dać mały popis. Kiedy nadeszła jej walka, stanęła oko w oko ze swoim przeciwnikiem, pozdrowiła go, a chwilę później rozpoczął się pojedynek. W tym samym momencie zewnętrzny świat przestał dla niej istnieć i całkowicie skupiła się na walce. Cios. Unik. Cios. Cios. Cios. Unik. Trafienie. Cios. Unik. Calanthe była zdecydowanie w swoim żywiole.

    Calanthe Vilgefortz

    OdpowiedzUsuń
  9. [Hej! :)
    Bardzo dziękuję za miłe słowa, aż się uśmiechnęłam. Miło słyszeć, że komuś podoba się moja karta, nad którą się nieco napracowałam. Zazwyczaj tworzę "im mniej, tym lepiej" :D Ylaya jest połączeniem moich trzech ulubionych bohaterów fantasy.
    I tak, chodziło o występ przed Królem Elfów, w jego przepięknym zamku. Ale występ u Krola Rauvena też nie jest zły. Skoro Ruven i Drielrian się przyjaźnią, to pewnie ten pierwszy mógłby napomknąć o wspaniałej elfce - bardzie. Więc Yl miałaby interes przychodząc na zamek Ruvena. Widząc jednak, że jest mało zainteresowany, mogłaby powiedzieć coś niepoprawnie politycznego. Wywołałaby falę oburzenia, a widząc małe zainteresowanie króla, wpadłaby w takiego "focha". Zeszłaby ze sceny i poszłaby do króla na rozmowę na sam na sam. Trochę by mu nawrzucała, bo jako artystka przecież może, jednak nie dane byłoby im wyjaśnić tego wszystkiego, bo nastąpiłby atak szpiegów Królowej :) ]
    Ylaya

    OdpowiedzUsuń
  10. Uśmiechnęła się lekko, gdy usłyszała, że mu imponuje coraz bardziej. Zaraz, czy jej w ogóle na tym zależało? Była tu z obowiązku, nie, żeby przyjmować komplementy i brać sobie je do serca. A jednak. Miała dziwne wrażenie, że jej związek i pobyt tutaj nie będzie tak straszny jak to sobie wyobrażała.
    - W takim razie to nas łączy. Oboje uczyliśmy się od starszych braci – odezwała się, nim zaproponował jej oprowadzenie po zamku. Jak mogłaby odmówić? Podała mu dłoń, wstają z miejsca. Nawet na ręce miał blizny. Co też on mógł wyprawiać przez te swoje paręnaście lat, że wygląda jak weteran wojenny? Jeszcze brakuje tylko drewnianej nogi. Ale to przynajmniej świadczyło o jego odwadze.
    - Talentem – przypomniała sobie jego przedostatnie słowa. – Cóż to za talent? – zainteresowała się. Nie słyszała wcześniej o magicznych umiejętnościach króla. Sądziła, że należy do rodu zwyczajnych ludzi, takich jak ona. Tylko po prostu długowiecznych. Jak właśnie ona.
    I dałaby sobie rękę uciąć, że właśnie słyszy szum za drzwiami, jakby ktoś w pośpiechu się zrywał. Ach, ta ciekawska służba.
    Ava

    OdpowiedzUsuń
  11. Ava starała się nie rozglądać na boki jak ciekawski szczeniaczek, choć była ciekawa pomieszczeń, po których będzie się przez najbliższy czas poruszała. Dużo zbroi, dużo dywanów, mało obrazów. Wnętrze biło surowością i chłodem, zdecydowanie brakowało tutaj kobiecej ręki. Matka z całą pewnością za moment ściągnęłaby szanowanych mistrzów malarstwa i kazała ozdobić te mury. Podobnie jak kazałaby uszyć kolejne zasłony i dodałaby kilka złoceń. Księżniczka zaczęła wyczuwać w sobie część jej natury. A to było bardzo niedobrze. Nie chciała być taka jak ona.
    Słuchała także z uwagą kolejnych słów króla. A więc jego rodzina posługiwała się magią. On sam posługiwał się magią, żywiołem ognia, z tego co słyszała. Poczuła ukłucie zazdrości. Poczuła się zupełnie zwyczajna, a nigdy taka nie chciała być.
    - Nie – odparła po tym, jak usłyszała, że zbliżyli się i już do celu podróży. Faktycznie, woń wskazywała na to, że rzeczywiście jest to królewska jadalnia z zastawionym już stołem. – Moja rodzina od pokoleń nie została obdarzona żadnymi magicznymi umiejętnościami. Jesteśmy całkiem… zwyczajni – dodała, starając się nie dać po sobie poznać, jak bardzo jest jej z tym zle. I jak bardzo nienawidzi tej części swojej natury.
    Dwóch służących otworzyło przed nimi ogromne drzwi do jadalni, za którymi ukazał się, tak jak sądziła, syto zastawiony stół, gdzie potrawami wykarmić można by całą armię, nie tylko króla i księżniczkę, która w dodatku musiała się gnieść w gorsecie, więc i nie spróbuje nawet większości potraw, na które miałaby ochotę. Bycie kobietą jest czasami strasznie frustrujące.

    Ava

    OdpowiedzUsuń
  12. [Witam również, cieszę się, ze karta jest tak właśnie odbierana i za bardzo lubię minimalizm by zrezygnować z tego ;) Cóż królowi się nie odmawia wątku na pewno, więc to może z nim coś pokombinować? Można by zrobić im spotkanie przypadkowe, gdy Ruven dopiero pozna istotkę, która włada też ogniem, co o tym sądzisz? ^^]

    Aerin

    OdpowiedzUsuń
  13. [No to lecę z początkiem :D ]

    Trudno jej było zdobyć swoją tak wysoką pozycję. A kiedy już zdobyła, to trudno było jej ją utrzymać. Musiała niemal chodzić na rzęsach, aby dorównać reszcie doświadczonych bardów, którzy nigdy nie patrzyli na nią zbyt przychylnie. Początkowo się tym przejmowała, nawet bardzo. Dopiero z czasem nabrała pewności siebie. Postanowiła dążyc do celu, do spełniania swoich marzeń, które pojawiały się w zadziwiająco szybkim tempie. Całe szczęście, że była istotą długowieczną, choć nie warto jej pytać o wiek, bo i tak skłamie, bo dzięki temu wciąż mogła ćwiczyć i się jeszcze bardziej się rozwijać. Między innymi rasa sprawiała, że była lepsza od innych bardów, tych zwykłych, szarych ludzi.
    Drugą cechą, jaka ją wyróżniała, z całą pewnością było podejście również i do tej młodszej części widowni. Mimo, że już nie musiała występować na ulicach, to i tak często do tego wracała. Uwielbiała bawić się z dzieciakami. Robić różne, magiczne (które nie były magiczne) sztuczki, które sprawiały wielki uśmiech na twarzach tych dzieci.
    Od zawsze pragnęła wystąpić przed samym Królem Elfów. To byłoby dla niej największe osiągnięcie. Po tym byłaby spełniona i mogłaby w końcu zająć się... pewnie w całkowicie skupiłaby sie na Tańcu Ostrzy. Niestety, póki co była na etapie poszukiwania odpowiedniej osoby, która pomogłaby jej udoskonalić (a raczej zacząć naukę od podstaw) walkę na miecze. Mimo, że łuczniczką była naprawdę świetą, to jednak władanie mieczem było dla niej niemal nie do wykonania. Nie umiała sobie z tym poradzić, co niezmiernie ją irytowało. Miała być lepsza od wszystkich pod każdym względem. Tymczasem miała jedną wadę, której nie potrafiła przeskoczyć.
    Zaproszenie do króla Ruvena było równie wielkim osiągnięciem. Kiedy przyjechał posłanieć i wręczył jej zaproszenie na zabawę na zamku, niemal pękła z dumy. Wpatrywała się w resztę bardów z szerokim uśmiechem na ustach. A oni niemal stali się zieloni z zazdrości. Co dało jej jeszcze większy powód do dumy.
    Przez kolejny tydzień chodziła do swojej siostry, aby ta uszyła jej najlepszy strój na tę okazję. Starsza elfka właściwie nawet nie miała większego wyboru. Filia ich rodzinnej firmy jednak nie była tak świetnym pomysłem, jak na początku sądzono. Sama Yl się na tym nie znała, więc nawet się nie wtrącała. Chciała nowej sukienki, a siostra miała jej taką skombinować.
    Starsza panna Melwasúl naprawdę się postarała. Uszyła przepiękną, brązową suknię ze złotymi wstawkami. Gorset i dość prosty, jednocześnie rozłożysty dół. Ylaya pozwoliła jej się również uczestać. Delikatne warkocze puszczone luźno po jednym po lewej ostraz prawej stronie jej głowy. Złota błyskotka na czule była idealnym dopełnieniem całości.
    To był jej pierwszy występ przed tak ważną osobistością. Wcześniej grała dla różnych książąt, arystkokratów, szlachty (często nawet dawała prywatne koncerty w komnatach przedstawicieli), jednak Król Ruven nie mógł się z nimi równać. Mimo, iż nie była zwolenniczką wojny, to miała do niego szacunek. Jako do władcy i jako przyjaciela króla, któremu służyła. Nie przychodziaby przecież na zamek, gdyby naprawdę nie widziała w tym zysków dla siebie.
    Była właśnie po pierwszym występie. Miała czas, aby nieco odpocząć i zregenerować swoje siły przed kolejnym występem. Siedziała w niewielkim pomieszczeniu i odpoczywała. Chociaż miała ochotę usiąść na parapecie, to jednak nie mogła. Oczywiście przez swoją przepiękną suknię. Zasiadła jednak na wygodnym krześle. Cierpliwie czekała, aż w końcu ktoś po nią przyjdzie, aby mogła dokończyć swój występ.
    Ylaya

    OdpowiedzUsuń
  14. [ hej! a wiesz że wcześniej już byłam na PW? xd taka ciekawostka xd dałam Jezusa bo nie doczytałam religii xd poprawię jak dostanę zdj z odpowiednimi wymiarami od kumpla bo mi ucina tekst xd przychodzę do króla, ponieważ można właśnie napisać jak Gladio przychodzi prosić o pozwolenie na wstąpienie do armii, chociaż początkowo miał być medykiem hm? ]

    Gladio

    OdpowiedzUsuń
  15. [kochane moje Jajeczko, za którym TAAAK tesknilam ^^ niech no ja cie usciskam mocno i serdecznie - to efekt spanie po nockach/totalny odjazd xD
    Przetlumacze to tak: karta o takiej samej tresci juz byla, bo drobnych kosmetycznych zabiegach.
    Wyszlam z zalozenia, ze elfy rozwijaja sie wolniej a 10 lat to wiek umowny. I bedac u Aryi minelo z 7 lat, wiec wiesz - troche podrosla i urosla i w ogole sie zmienila - duchy to czasem koszmarna rzecz xD
    Kochana - masz zawsze dobre pomysły - nie to co ja ;/ Az mi czasem glupio, gdy ludzie przychodza z czyms a ja tylko przytakuje -__- Niech i bedzie król. Zaczelabys cos? *ladnie prosi i robi wielkie oczka* ;)]

    Vaire

    OdpowiedzUsuń
  16. Natura była kapryśna, a Leander, choć stał na straży harmonii, miewał swoje własne plany, które realizował, choć wiele ras miało trudności z odczytaniem ich zasadności i celu. I tak, każda istota, której cząstką serca była dzikość natury, odczuwała jej wahania jeszcze bardziej, choć jednocześnie odznaczała się głębszym zrozumieniem dla rzekomo losowych zdarzeń. Równie kapryśna, co sama natura, była Aquila, której poczynania dyktowane były porywami serca. I choć uczyła się pomału je ignorować, to zdecydowanie zbyt często wracała myślami do swego dawnego przeznaczenia, dawnego życia i tęsknoty za głęboką więzią z naturą.
    Oczywiście, smoki również były częścią natury, ale jednak ich głęboko nieharmonijne usposobienie niejednokrotnie wprowadzały w serce Aquili niepokój. Równie niespokojnie czuła się jednak na swojej dawnej ziemi, gdzie była postrzegana jako wróg (czemu trudno się dziwić), gdzie nie odnajdywała dawnego spokoju i gdzie po prostu nie mogła wrócić na stałe.
    Nie wiedziała czemu królowa tak pragnie władzy. Aquila w ogóle nie rozumiała pociągu do władzy jakiejkolwiek, choć naprawdę lubiła górować nad innymi. Jej duma jednak wynikała z głębokiej potrzeby poczucia przynależności i przydatności. W królowej doceniała siłę, do której dążyła, w królu poświęcenie, którego tak bardzo jej brakowało.
    Obniżyła lot na wysokość najniższych gałęzi drzew i zahaczyła szponami o wystarczająco grubą, by utrzymać tych rozmiarów ptaszysko. Rozejrzała się uważnie, lokalizując rozmieszczenie przybocznych oddziałów króla. Ostrożnie przybierając ludzką postać zsunęła się cicho z gałęzi, kryjąc się wśród drzew i zachodząc świątynię z drugiej strony. Wdrapała się po wystających ze ściany kamieniach i wsunęła przez okno, stając za jednym z filarów. Chciała jak najlepiej słyszeć słowa króla i w pewien sposób dodać sobie niewyjaśnionej otuchy jego widokiem.
    -Leandrze, Wielki Łowco – szepnęła bezgłośnie, wlepiając błagalne spojrzenie w wizerunek boga tak jej bliskiego, a jednak tak odległego. O, bogowie, gdyby te trzy lata temu nie musiała opuścić świątyni, mogłaby mu służyć całe życie.
    -Niewinni nie powinni cierpieć, panie – przykucnęła za kolumną, schylając głowę. – Opiekunie równowagi, ty łagodzisz ludzkie udręki. Pozwól swojej niewiernej służącej wybłagać koniec klęski suszy. Pozwól królowi stanąć w obroni poddanych – mamrotała pod nosem to, co duch jej podpowiadał.
    W pierwszej chwili nawet nie zauważyła delikatnej, acz zielonkawej mgiełki wydobywającej się zza ołtarza. Zmarszczyła brwi, gdy do jej nosa dotarł dziwnego rodzaju zapach. Nie od razu rozpoznała ten słodkawy odór.
    Leandrze, panie życia. Uchroń nas od śmierci
    Gdy błysnęło zielone światło, Aquila odrzucona jego mocą, wypadła na posadzkę zza kolumny. Przerażona zamknęła na chwilę oczy, ale niemal od razu zdała sobie sprawę, że to niesamowicie głupie zachowanie. Przysłaniając je sobie, spojrzała w źródło światła.
    O bogowie… Albo raczej: O, bogini….

    OdpowiedzUsuń
  17. Kto jak kto, ale Calanthe nie miała nigdy problemów z publicznymi występami. Właściwie to były one niczym w porównaniu z „testami”, które musiała przechodzić w przeszłości. Co prawda nie było na nich punktów do zdobycia ani ocen, ale co jakiś czas sprawdzano postępy, jakie czyniła w danym okresie. Zabierano ją do odpowiedniego pomieszczenia, gdzie prezentowała nabyte umiejętności, a trzy osoby obserwowały bacznie ten pokaz i stwierdzały czy jest dobrze, czy beznadziejnie. Zazwyczaj słyszała to pierwsze, ale nie zmieniało to faktu, że za każdym razem wiązało się to z pewnym stresem. Od dziecka chciała pokazywać, że jest dobra w tym, czego jej uczą i warta uwagi. Obawiała się, że coś pójdzie nie tak, jak powinno i straci w oczach nauczycieli na zawsze. Dlatego teraz tak łatwo było jej wyjść na arenę i walczyć przy akompaniamencie krzyków innych żołnierzy. Wątpiła w to, aby ktokolwiek obstawiał jej wygraną, ponieważ była kobietą, w dodatku nie była znana w tych kręgach ze względu na swoje niedawne dołączenie. Oczywiście ktoś mógł ją skojarzyć, ale wiedziała, że i tak nie od razu się to stanie. Zresztą wcale tego nie potrzebowała. To czynami chciała udowadniać, nie słowami.
    Widziała zaskoczenie na twarzy swojego przeciwnika, kiedy zgrabnie uniknęła jego ciosu. Uśmiechnęła się kącikiem ust, ponieważ sprawdziły się wszystkie jej przypuszczenia. Myślał, że zakończy to za jednym razem, a stało się zupełnie inaczej. Potem wyprowadziła uderzenie, ale to nie zakończyło się powodzeniem, dlatego teraz chodzili po arenie, mierząc się spojrzeniami. Calanthe była cierpliwa, więc ta chwila spokoju nie zrobiła na niej większego wrażenia, ale mężczyzna widocznie nie mógł już zdzierżyć tego chwilowego zastoju w ich walce, dlatego rzucił się na nią. Zanim jednak zdążył wykonać cios, ona zeszła bardzo nisko na nogi i podcięła te należącego do niego, przez co się przewrócił. Vilgefortz wyprostowała się tak szybko, jak tylko potrafiła, a potem przystawiła mu miecz do gardła. Gdyby był jej prawdziwym wrogiem, pewnie by już nie żył. Wygraną kobiety ogłosił jakiś mężczyzna, a ona zeszła z areny i zaczęła przygotowywać się do następnego pojedynku.
    Po głosach z trybun mogła domyślać się, że wywołała małe zamieszanie i szczerze mówiąc, była zadowolona z tego powodu. W dobrym humorze wyszła, aby odbyć kolejną bitwę, która również zakończyła się jej zwycięstwem. Każda kolejna była już coraz trudniejsza, ale nie taka, której Calanthe by nie podołała. Obracała mieczem, skakała, kucała, robiła różnego rodzaju obroty i skupiała się jedynie na tym, co było przed nią, aż w końcu dotarła na sam szczyt. Ludzie byli tym faktem niebywale zaskoczeni, ale nie obyło się bez wiwatów na jej cześć. W końcu teraz pozostało tylko dwóch kandydatów do zwycięzcy tego wydarzenia. Tym razem jednak kobieta wiedziała, że będzie bardzo ciężko. Jej przeciwnik wyglądał na bardzo silnego i wcale nie głupiego.

    Calanthe Vilgefortz

    OdpowiedzUsuń
  18. Co takiego było w młodym królu Farrain, że zaczynało ją intrygować? Co było w nim takiego, że takie słodkie słówka do niej trafiały? Może to, że tak niewiele o sobie mu opowiedziała, a on tak wiele wywnioskował z obserwacji jej? Czy to nie oznaczało, że ona również mu się podobała?
    Nie próbowała ukryć delikatnego uśmiechu, chociaż powinna spuścić głowę i zarumienić się, jak to robią wszystkie dobrze wychowane panny słyszące tyle komplementów z ust mężczyzny. Mężczyzny, który za niedługo miałby zostać jej mężem.
    Jadalnia robiła wrażenie. Nie tylko dobry gust twórcy i projektanta, ale również i okrągły stół. Po raz pierwszy widziała w jadalni taki mebel. Jej ojciec zapewne kazałby wstawić go do Sali obrad. Ale jadalnia? To państwo w takim razie powinno być niemal rajem dla poddanych, skoro nawet gości sadza się równo przy stole.
    Przysiadła na krześle przysuniętym przez Ruvena i odprowadziła go na miejsce bardzo blisko siebie. Oczekiwała raczej prostokątnego stołu i rozsadzenia naprzeciwko siebie, jak to się miało w zwyczaju robić, nie wiedzieć w sumie czemu. Służki uważały to za bardzo romantyczne.
    Uniosła swój kielich, słysząc pierwsze słowa władcy i spojrzała na niego z uśmiechem.
    - Obyś zbyt szybko nie miał mnie dosyć, mój panie – odparła, puszczając zadziornie oczko. Stuknęła lekko swoim kielichem o jego kielich i upiła parę łyczków. Nie przepadała za trunkami, chyba, że miała wypić je dla towarzystwa albo „bo wszyscy pili” lub „bo tak teraz należy”.
    Postawiła kielich na stole i sięgnęła po, prawdopodobnie, skowronka w sosie.
    - Bardzo mi miło, że chcesz poświęcić mi popołudnie – odparła, zastanawiając się, z której strony powinna zacząć jeść ten niewielki kawałek mięsa. – Mam nadzieję, że nie będziesz nudził się w moim towarzystwie – spuściła na moment z oczu skowronka i zerknęła na króla, posyłając mu krótki, ale jakże przyjemny uśmiech.

    Ava

    OdpowiedzUsuń
  19. [Dobry! :D
    Za powitanie i komplement dziękuję ślicznie. A wrażenie jest bardzo dobre, bo Claudius to taka mała kupka gówna która uważa się za bezkarnego pana świata. Należało mu się. XDD
    Ojej, wonteg! Zawsze chętnie, tylko z góry uprzedzam, że z myśleniem u mnie ciężko. D:]

    Claudius

    OdpowiedzUsuń
  20. Czy zabrzmiała tak, jakby faktycznie uważała, że Ruven miał już jej dość? Jeżeli tak, to nie chciała. Wyraziła jedynie swoją obawę, że może się tak stać. Młody król naprawdę ją intrygował i chciała spędzić jak najwięcej czasu. Tyle, ile miał jej do zaoferowania – w końcu to on był tutaj obarczony obowiązkami. Jej jedynym obowiązkiem było w tym momencie zamążpójście. Lecz nim to nastanie, musi przecież spodobać się Ruvenowi i zaczekać na zaręczyny. Potem będzie całe to zamieszanie z ustalaniem dat, jadłospisu, dobieraniem wstążeczek, przymiarki… Matko, czy aby na pewno chciała wychodzić za mą, nawet za takiego mężczyznę jak on?
    Obiad minął jej w spokoju. Nie wiedziała, ale stresowała się, by czasem nie machnąć za bardzo ręką, nie trącić Ruvena łokciem, nie upuścić czegoś, co miało bardzo często czas. Praczki wzdychały i kręciły głową na nieporadność księżniczki. Ale zawsze się przecież starała. Chociaż tyle.
    Gdy wychodzili, zerknęła w stronę króla.
    - Naturalnie – skinęła głową. – Mam nadzieję, że moja służba wyładowała już cały bagaż, wtedy i ja przygotuję się do naszej wyprawy – odparła i posłała mu delikatny uśmiech. – Będę czekała na ciebie w komnacie. Tymczasem, nie zabieram ci już czasu.
    Skłoniła się z gracją godną księżniczki i odeszła dalej przed siebie, nie odwracając się, choć bardzo kusiło ją, aby spojrzeć raz jeszcze w stronę króla. Ach, miała nadzieję, że niebawem będzie mogła porzucić tą całą etykietę i dworskie zwyczaje, i móc całkowicie swobodnie okazywać swoje uczucia. Na tym etapie jednak nie przystoiło.
    W jej komnacie znajdowała się dopiero część jej rzeczy, ale przynajmniej tyle. Przywołała pokojówkę, która pomogła jej ściągnąć z siebie sukienkę, a potem rozsupłała okropny gorset. Ava odetchnęła głęboko i położyła się na swoim nowym łóżku, zamykając oczy.
    - Wasza wysokość, tak nie przystoi! – zapiszczała młoda dziewczyna, czerwieniąc się na twarzy. – Niech wasza wysokość coś na siebie włoży!
    - Daj spokój, i tak nikogo nie ma w okolicy. Nikt nie ma prawa tu wchodzić poza samym królem, a on akurat jest teraz zajęty. Daj mi odpocząć. I zawołaj jakieś dziewczyny, będę potrzebowała nowej fryzury.
    - Wasza wysokość gdzieś się wybiera? – zapytała pokojówka, nie podnosząc wzroku na do połowy nagą sylwetkę Avy.
    - Tak. Na przejażdżkę.
    - Czy… czy król nie spodobał się pani?
    Ava otworzyła jedno oko i spojrzała na służkę z dziwnym uśmiechem.
    - Przysłał cię, żebyś mnie wypytywała?
    - Nie, ależ skąd, ja…!
    - A co ty możesz mi o nim powiedzieć?
    - Cóż… nigdy nie rozmawiałam z królem osobiście… - W sumie Ava zdziwiłaby się, gdyby było inaczej. – Więc ciężko mi jest powiedzieć. Ale nie traktuje nas zle. Skoro nie pomiata o wiele mniej ważnymi od siebie, to chyba znaczy, że jest dobrym człowiekiem i odpowiednim władcą, prawda?
    Zamyśliła się przez moment. Ta dziewczyna była zbyt bystra jak na zwykłą pomywaczkę. Ale los bywa przecież przewrotny i podły. Nie jej przypadała rola użalania się nad dziewczyną.
    - Tak. Chyba masz rację.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez ten czas Ava w końcu zebrała się w sobie i owinęła biust białym materiałem. Jazda konna w gorsecie to nigdy nie jest dobry pomysł. Z racji, że pogoda była piękna, ubrała szarą suknię odciętą pod biustem, bez żadnych zwisających rękawów. Na to narzuciła czarną pelerynę ze ciemnozielonymi zdobieniami, a włosy kazała zapleść sobie w warkocz. Nie miała tym razem żadnej biżuterii, żadnego diademu, żadnych pierścieni. Zdobne pantofelki również zamieniła na wygodniejsze buty. Powinna ubrać się lepiej. Lecz jeżeli ma być żoną króla, chce czuć się przy nim swobodnie. Nie musieć wiecznie wciskać się w piękne i starannie wyszywane suknie.
      Pozostało jej tylko czekać na to, aż Ruven zapuka do jej komnaty.

      Usuń
  21. [Lew jest fajny. Mam słabość do rycerzy zakrawających na fanatyków. :'D
    Oczywiście orkowi też nic nie brakuje. Ale jednak chętniej zaczepiłabym króla. Szkoda tylko, że nie bardzo jest jak to zorganizować, więc niech szanowny Muragarokk szykuje się, że wkrótce prawdopodobnie spotka Jass. Oczywiście jeśli masz ochotę na wątek i, jeśli tak, po uzgodnieniu paru drobnostek. ^^]
    Jass

    OdpowiedzUsuń
  22. Narineromenowea zwykle spędzała dnie w swoim sklepie, czekając na klientów bądź próbując odkryć nowe metody wykorzystania roślin w lecznictwie. Lubiła tę swoją codzienność, chociaż nie narzekałaby, gdyby dostawała więcej okazji do wykorzystania swoich magicznych mocy. Urodziła się magiem i nie zamierzałam marnować talentu, który niewątpliwie posiadała. Właśnie dlatego gdy tylko poseł zjawił się u progu jej sklepu, Narine wiedziała, że najbliższe godziny będą o wiele bardziej interesujące niż zajmowanie się kolejną mieszczanką, która cierpiała na ostrą migrenę.
    Wiadomość, którą przyniósł poseł, była niezwykle łatwa do zrozumienia: sam król Ruven Blackymore wzywał ją do pałacu. Niestety, w liście nie było żadnej podpowiedzi, która naprowadziłaby Narine na właściwy trop. Kobieta była pewna, że król wyśle ją na jakąś misję, gdzie w końcu będzie mogła w praktyce wykorzystać swoje umiejętności i wręcz nie mogła się tego doczekać. Gdyby ktoś dał jej wybór, już dawno udałaby się na front, zabijając żołnierzy i przeklęte, latające jaszczury, które stały po stronie królowej Avy. Jej marzeniem, tak samo jak marzeniem każdego innego maga, było całkowite oddanie się służbie swojemu panu i poświęcenie życia w imię dobra królestwa. Dla zwykłych, szarych obywateli, wydawało się to zjawiskiem niezrozumiałym. Narine spotkała wielu ludzi, którzy uważali za wariatów wszystkich, którzy pchali się na wojnę.
    Kiedy zbliżał się czas jej spotkania z królem, Narine pochowała wszystko do szafek i starannie zamknęła drzwi do sklepu. Ruszyła ulicami jak zwykle zatłoczonego miasta w stronę zamku, omijając co głośniejsze miejsca. Zawsze ją zastanawiało, jak to możliwe, że pomimo wojny z Silvertain, tak wielu mężczyzn jedyne co robi, to odwiedza wszystkie karczmy po kolei, gdzie upijają się do nieprzytomności lub korzystają z usług młodych panien. Cieszyła się, że nie należała do tej części społeczeństwa, bo uważała ją za gorszą i niegodną przebywania w królestwie. Na szczęście dla wszystkich mieszkańców Ferrianu, jej zdanie na temat zachowania obywateli nie miało najmniejszego wpływu na ich faktyczną sytuację.
    Gdy tylko wkroczyła do zamku, została odprowadzona przez jednego z żołnierzy wprost do komnaty, gdzie miała czekać na króla. Rozejrzała się po przestronnej komnacie. Na samym jej środku stał ogromny tron, na niewielkim podwyższeniu, by każdy wchodzący do sali go nie przeoczył. Narine stanęła na środku i postanowiła czekać, aż król zaszczyci ją swoim towarzystwem i zdradzi powód, dla którego ją wezwał.

    NARINE

    OdpowiedzUsuń